12 dobrych rzeczy, które wydarzyły się w 2023 roku

12 dobrych rzeczy, które wydarzyły się w 2023 roku

    Zawsze pod koniec roku, przez ostatnie cztery lata, publikowałam na blogu zamiast podsumowania zbiór dwunastu dobrych rzeczy, które zdarzyły mi się w minionych miesiącach. I jak miałabym przerwać tę tradycję? W życiu! Tym bardziej że to już piąty taki wpis. Czasami te rzeczy przychodzą mi łatwo, a czasem nad niektórymi musiałam pomyśleć, co wpisać, a finalnie wyszło tak, że zabrakło mi miejsca i musiałam zrobić selekcję, aby zmieścić się w tej dwunastce.

    To był rok pełen dobrych i złych chwil. Dzisiaj chcę powiedzieć o tych najlepszych :)




    1. Zaplanowałam i napisałam swoją książkę podczas NaNoWriMo. Pisze w zasadzie od wielu lat, ale zawsze są to niedokończone projekty. Nie lubię natomiast planować, ale wiem, że jak mam zarys planu, to łatwiej mi się pisze, a w tym roku, udało mi się to zrobić. Czeka mnie jeszcze dużo pracy nad tekstem, ale i tak jestem z siebie dumna, bo mam już ten pierwszy draft.

    2. Jeszcze więcej podróży! Jeszcze parę lat temu, byłam tą osobą, która nigdzie nie jeździła, choć bardzo chciała. W tym roku tych wycieczek dłuższych bądź krótszych było o wiele więcej. Jeszcze w marcu zahaczyłam o Bydgoszcz, kilka razy o Łódź, w lipcu miałam swój dłuższy urlop, więc zwiedzałam trochę małopolski, a także byłam na festiwalu, Oprócz tego był czas na kilka drobniejszych wycieczek w okolicy bliższej bądź dalszej.


    3. Festiwale: ten punkt łączy się nieco z powyższym, ale znów udało mi się być na Festiwalu Mitologii Słowiańskiej, a także zahaczyłam o Najazd Barbarzyńców w Ogrodzieńcu. Sam Festiwal Mitologii Słowiańskiej to chyba najbardziej slavic wydarzenie, na jakim byłam.

    4. Zmiana miejsca zamieszkania. Przez ostatnie trzy lata mieszkałam w mieście: dla jednych to plus, dla innych minus. Dla mnie minus, bo wychowana na wsi, blisko rzeki i lasu, brakowało mi tego wszystkiego. Teraz mieszkam na troszkę większym odludziu i będę miała wreszcie, gdzie chodzić na spacery.



    5. Cudowny rok z drugą połówką, a w tym również wspólne zamieszkanie. Tutaj nie będę zbyt wiele mówić, cenię jednak swoją prywatność.

    6. Rozwijanie marki ślubno-fotograficznej i założenie strony. To co prawda wciąż trwa, w grudniu jestem na kursie, na którym uczę się więcej w tej sferze, ale i tak poczyniłam już ogromny krok.

    7. Odkryłam audiobooki, dzięki czemu poznałam masę cudownych książek, a nie dałabym rady tego zrobić, gdyby nie one.



    8. Przeczytałam ponad 50 książek, i to o około ⅓ więcej, niż w poprzednich latach.

    9. Wybrałam się na cudowne wydarzenie książkowe: Ksiazkonalia. O książkonaliach usłyszałam już rok temu i widziałam, że to naprawdę wspaniałe wydarzenie, na którym spotykają się twórcy bookmediów. Polecam każdemu!

    10. Rozegranie ogromnej partii szachów na zamku w Ciechanowie i zwiedzenie kilku zamków. Ja naprawdę lubię zwiedzać takie miejsca historyczne: zamki, osady i inne takie, gdzie zawsze wypatruję śladów dawnych Słowian. Na zamku Książąt Mazowieckich w Ciechanowie, na dziedzińcu stały ogromne szachy, a my urządziliśmy sobie partyjkę.

    11. Kilka zrobionych Escape Roomów! Lubię Escape Roomy, a w tym roku udało zrobić się ich kilka oraz wybyliśmy dalej, bo nie tylko w Warszawie, gdzie zazwyczaj jeździmy, ale zahaczyłam o ER w Bydgoszczy, Łodzi i Katowicach.



    12. Udało mi się odwiedzić dwie kawiarnie w stylu Harry’ego Pottera! A chciałabym wszystkie! Jestem niepoprawną Potterhead i serio chciałabym odwiedzić wszystkie w Polsce. W tym roku udało mi się tą w Łodzi i jedną Katowicką.


    Tak u mnie się działo… Będzie mi miło, jeżeli podasz mi choć jedną dobrą rzecz, która Cię spotkała.








Tofa. Księżniczka Słowian ⸻ Grzegorz Gajek

Tofa. Księżniczka Słowian ⸻ Grzegorz Gajek

     Powieści z tłem historycznym lubię niemalże tak bardzo, jak te z wątkiem fantastycznym, a gdy w książce jest tło historyczne, wątki słowiańskie i jako-takie okruchy tych fantastycznych, to już jestem w niebie. W książce Grzegorza Gajka mamy to wszystko, więc nie mogłam sobie odpuścić jej przeczytania.

     Tofa. Księżniczka Słowian, jak sama nazwa wskazuje, mówi nam o jednej ze słowiańskich księżniczek: córka Mściwoja z plemienia Obodrytów i królowa Danii. Tofa jest jedną z wielu słowiańskich księżniczek, jednak jako jedyna zostawiła po sobie ślad w historii w formie kamienia runicznego ze swoim imieniem — polecam doczytać: można znaleźć w internecie, co dokładnie jest na nim wyryte.


     Tofę poznajemy jako nastolatkę, gdy opuszcza swe rodzinne strony i wyjeżdża do kraju przyszłego męża. Jest to silna, zdecydowana postać, córka wodza, ale jak to nastolatka, ma swoje kaprysy.
Losy Tofy wcale nie są kolorowe, wyjeżdża do obcego kraju, poznaje nieznany jej język, kulturę, nie zna męża, nie wie, jakim jest człowiekiem: spotyka ją taki sam los, jak wielu innych dziewcząt w dawnych czasach. Zostaje żoną Haralda Sinozębnego i staje się królowa duńczyków.
     Przesłuchałam tę książkę gdzieś w tle, jak wiele innych, ale naprawdę w nią wsiąknęłam. Przez kilka dni naprawdę żyłam Tofą, słuchałam o jej życiu, a to plus, bo mnie naprawdę wciągnęła.
     Kolejnym plusem są ciekawi bohaterowie, którzy pojawiają się oprócz Tofy. Bocian — pół słowianin, pół wiking zapatrzony w duńską królową. Stara się ją stale chronić, bardzo nietuzinkowa postać.
     Agara, kochanka władcy, można by uznać, że „prawdziwa królowa” Haralda, bo z nią liczyła się i służba i sam król. Nie lubiłam jej, denerwowała mnie. Ale, jak zawsze powtarzam, jeśli bohater wzbudza jakieś emocje, choćby te negatywne, to znaczy, że jest to dobry bohater.

     Ponadto w Tofie pojawiają się delikatne wątki fantastyczne, wspomniana Agara jest czarownicą. Do tego mamy tutaj dobrze zarysowane początki chrześcijaństwa przeplatające się ze słowiańskością oraz nordyckimi wierzeniami. Myślę, że autor dobrze oddał realia epoki, w której osadzona jest powieść.

     Podsumowując: książka mnie zainteresowała, podobała mi się, chętnie przeczytam drugi tom, gdy tylko się pojawi, bo jestem naprawdę go bardzo ciekawa, zwłaszcza po tym, jak słuchałam o Tofie na spotkaniu autorskim, ale książka nie zapada jakoś bardzo w pamięć. Dla mnie to jest jedna z tych powieści, które pamiętam, że „była i przeczytałam”. Sama Tofa, jako zbuntowana nastolatka potrafi wryć się w pamięci, ale reszta niekoniecznie. Niemniej jednak jest to powieść warta polecenia każdemu, kto lubi literaturę z wątkami słowiańskimi, czy tłem historycznym.


 6 lektur szkolnych, które chciałabym ponownie przeczytać

6 lektur szkolnych, które chciałabym ponownie przeczytać

     Mamy wrzesień, więc to dobry czas, aby porozmawiać trochę o lekturach szkolnych. Same w sobie są dosyć kontrowersyjnym tematem, ale dzisiaj chcę poruszyć go od tej lżejszej strony, czyli pokrótce przedstawię kilka, które chętnie bym przeczytała je teraz. Nie ma co się czarować, lektury szkolne w dużej mierze to książki dla dorosłych, a uczniowie nie są gotowi, aby je czytać. Myślę, że teraz, jako osoba dorosła spojrzałabym na nie zupełnie inaczej. Jedne chciałabym przeczytać, ponieważ jestem ciekawa, jakbym odebrała je po kilku latach, a inne, by wrócić do miłych wspomnień.


     Lalka — niech pierwszy rzuci kamieniem, ten, kto nie umęczył się, czytając tę lekturę. Pamiętam, że dobrnęłam do połowy i nie dałam rady. Teraz zajrzałabym do niej z czystej ciekawości, aby przekonać się, czy nadal byłaby dla mnie tak nudna, oraz by dowiedzieć się, kim tak naprawdę jest Izabela Łęcka. A legenda głosi, że każdy wie, kim była.

     Krzyżacy — książka dla mnie nie do przejścia w gimnazjum, ale czytając opis, teraz uważam, że mogliby mi się spodobać, ponieważ naprawdę lubię literaturę z historycznym tłem.

     Chłopi — zupełnie tak, jak powyżej i trochę żałuję, że nie wzięłam udziału w maratonie na instagramie.

     Zbrodnia i Kara — to mi się z kolei bardzo podobało i chętnie przeczytam tę książka ponownie. Mam chęć sięgnąć również po inne dzieła autora.

     Sklepy Cynamonowe — pamiętam, że mi się podobały i zachwycałam się językiem, choć wtedy pewnie połowy nie zrozumiałam (tak myślę). Dlatego sięgnęłabym po nie ponownie.

     Ania z Zielonego Wzgórza — to już książka z podstawówki, którą uwielbiałam. Ponowne przeczytanie Ani, byłoby dla mnie miłym wspomnieniem. Choć skłaniam się też po sięgnięcie po Anne z Zielonych Szczytów, ponieważ podobno jest bliższa oryginałowi, ale trochę boje się, że zepsuje mi to obraz Ani w głowie.

     Myślę, że tych lektur znalazłoby się więcej i chętnie bym po nie sięgnęła, ale te mi przychodzą teraz do głowy. A Ty masz chęć wrócić do jakiejś książki ze szkolnej ławki? Jaka była Twoja ulubiona lektura?

Sydonia. Słowo się rzekło ⸻ Elżbieta Cherezińska

Sydonia. Słowo się rzekło ⸻ Elżbieta Cherezińska

     Jestem fanką twórczości Elżbiety Cherezińskiej, więc Sydonię postanowiłam przesłuchać niemal od razu, jak tylko się natknęłam. Autorka znana jest z tworzenia powieści osadzonych w realiach historycznych. Do tej pory mam za sobą jej książkę o piastowskiej księżniczce Świętosławie, a Sydonia, to moje kolejne zetknięcie z jej piórem. 

     Swoją drogą, wydaje mi się, że jest to bardzo niedoceniana autorka, ponieważ w bookmediach bardzo mało widać jej książki, a szkoda. Uważam, że historie, które tworzy, zasługują na większy rozgłos na instagramie, tik toku, czy innych portalach. A może to po prostu kwestia literatury historycznej, której nie widzę w internetach tak często, jak fantastyki, romansu, czy kryminału, bo jednak sama tematyka nie jest raczej aż tak popularna.

     Cherezińska przenosi nas na Pomorze, gdzie żyła szlachcianka Sydonia von Borck i to właśnie jej życiu poświęcona jest ta opowieść. Sydonia to postać historyczna: była szlachcianka, którą oskarżono o czary. Jak się dowiedziałam z posłowia autorki, na Pomorzu ta historia jest bardzo znana. Dla mnie — mazowszanki to zupełnie coś nowego. Nigdy wcześniej nie słyszałam o tej kobiecie, a o samym Księstwie Pomorskim, wiem tylko tyle, że istniało.


- Nie mogłaby panna Sydonia powściągnąć języka, gdy rozmawia z nią w obecności pensjonariuszek? Podkopuje panna autorytet przeoryszy.
— Nie można podkopać czegoś, co nie istnieje — cicho powiedziała Sydonia.

                            
     U Cherezińskiej Sydonia żyła sama i miała bardzo trudny los, jako stara panna w XVI i na przełomie XVII wieku. To były czasy, gdy wciąż we wszystkim rządzili mężczyźni, a o płci pięknej wielokrotnie mówiono (przynajmniej w realiach powieści), że jak kobieta myśli samodzielnie, to robi to źle (cytat z Młota na Czarownice). Sydonia całe życie sądziła się z okrutnym bratem o swoje utrzymanie i tułała od krewnych do krewnych, nie mając swojego domu przez większość życia.

     Historia jest podzielona na dwie części. Pierwsza opowiada o życiu Sydonii, dopóki nie oskarżono jej o czary, a druga część prowadzi nas przez jej proces i wspomnienia szlachcianki z minionych lat. W książce nie ma też praktycznie wątku romantycznego, taki bardziej poboczny, we wspomnieniach, ale jest tego tak mało, że przy tak opasłej książce to tak, jakby nie istniał.

     Co do moich odczuć o historii mam parę zastrzeżeń i bardzo mieszane uczucia. Nie mogę powiedzieć, że mi się nie podobała, ale miała wiele momentów, gdzie praktycznie nic się nie działo i się strasznie nudziłam. Zwłaszcza w pierwszej części. Może to też kwestia tego, że nie powinnam jej słuchać, a raczej przeczytać, bo słuchanie Hardej też mi ostatnio nie szło, mimo że w wersji papierowej ją kiedyś pochłonęłam. Czasami wydawała się naprawdę bardzo rozwlekła, ale też tak mniej więcej w połowie bardzo mnie zainteresowała i potem już nie mogłam się oderwać. Zaintrygowała mnie do tego stopnia, że chciałam sobie poczytać o Sydonii von Borck więcej i… zaspojlerowałam sobie to, że ją oskarżono o czary. Od tego momentu w zasadzie, patrzyłam na nią zupełnie inaczej, a dodam jeszcze, że nie czytałam opisu książki, więc nie miałam tej informacji. Gdybym to zrobiła, być może inaczej spojrzałabym na pierwszą część, bo zrozumiałabym, po co Cherezińska tak dokładnie opisywała jej życie.


     Jestem pod ogromnym wrażeniem tego, jaki autorka zrobiła research, o czym też mówiła w posłowiu.
     No i to, co dla mnie było zaskoczeniem, to wątki słowiańskie, które co jakiś czas się przewijały. Wspominano czasami Trzygława, mówiono o przodkach Sydonii, którzy czcili starych bogów, a sama Sydonia widywała czasem mamunę. Właśnie, nie wiem, czy nie uważnie słuchałam, czy nie, ale nie mam pojęcia, co się z nią stało i przede wszystkim, dlaczego pokazywała się szlachciance.
     Wydaje mi się, że o wiele bardziej podobała mi się historia Świętosławy, niż Sydonii, nie można jednak odmówić Chereźińskiej tego, że stworzyła kolejną, silną kobiecą postać. A sama powieść, choć momentami rozwlekła, to była naprawdę bardzo dobra. Czy polecam? Oczywiście, że tak!

“ Znam was, plugawcy i zakłamańcy, nie chcecie przyznać starej kobiecie prawa do życia. Albo wnuki niańczyć, albo zniknąć. Mam dla was złą wiadomość: ja nie znikam. Ja dopiero zaczynam. “

Jestem Przy Tobie ⸻  Michał Wyzga

Jestem Przy Tobie ⸻ Michał Wyzga

     Jestem przy tobie, to chyba jedna z najoryginalniejszych książek z nurtu literatury słowiańskiej, jakie przeczytałam. Osadzona w czasach współczesnych, a głównym bohaterem jest Sławek: psychoterapeuta, do którego przyczepiło się Licho i trochę mu w tym życiu miesza szyki.



     Początek książki jest dosyć creepy, poznajemy bohatera (nie Sławka, ale jest z nim powiązany), który wraca do domu i zabiera autostopowiczkę. Szybko okazuje się, że staruszka jest dziwna, wie o rzeczach, których normalna osoba nie ma prawa wiedzieć oraz przewiduje przyszłość. Trochę to też wprowadza Czytelnika w błąd, ponieważ historia właściwa została poprowadzona w zupełnie innym klimacie.

     Dopiero potem poznajemy dokładniej życie Sławka, dostajemy wyjaśnienie, co łączy go z bohaterem z początku książki, a także zostają nam przedstawione domowe duchy z nim mieszkające i inne demony z okolicy, o których on sam także się dowiaduje. Tak, bo Sławek jest pierwszym psychoterapeutą, który prowadzi terapię demonom. Zgłasza się do niego między innymi utopiec, czy żmij.

     Na początku powieść wydawała się dziwna, zastanawiałam się nawet, czy chcę ją dokończyć, ale że był to audiobook, to leciał gdzieś w tle, gdy robiłam inne rzeczy i się mocno wkręciłam. Później stwierdziłam, że nawet ten creepy początek podobał mi się chyba bardziej, niż główna fabuła.
Zdecydowanymi plusami są różnorodni bohaterowie, fajnie wykreowane postacie, dobrze zarysowany świat przedstawiony, czy oryginalny pomysł na fabułę.

     Poznajemy także sporą ilość demonów i ich opisy. Ciekawy zabieg też był taki, że te demony były opisywane przez Sławka, zanim dowiedział się z kim ma do czynienia, więc można było samemu zgadnąć, co to za demon. Parę razy mi się udało, a kilka nie.

     Bardzo podoba mi się okładka tej książki. Jest prosta, ale przyciągająca oko, a po zastanowieniu się, sprawia, że chce się odkryć tę tajemnicę, którą skrywa na swoich kartach.
     Czy polecam tę książkę? I tak i nie: dla mnie jako całość była mocno przeciętna i nie porwała mnie szczególnie, choć sam pomysł na fabułę całkiem ciekawy. Czegoś mi w niej jednak zabrakło. Nie była to jednak zła książka.
Festiwal Mitologii Słowiańskiej  2023 ⸻ relacja

Festiwal Mitologii Słowiańskiej 2023 ⸻ relacja

    W miniony weekend, w Owidzu w grodzisku okalającym Muzeum Mitologii Słowiańskiej, odbył się VI Festiwal Mitologii Słowiańskiej, czyli, krótko mówiąc, zjazd miłośników naszej rodzimej kultury, mitologii oraz rekonstrukcji. To druga edycja, na którą pojechałam, bo w poprzednich latach wszystko było na opak, ale teraz udało się praktycznie bez przeszkód.

 
    Czym właściwie jest Festiwal Mitologii Słowiańskiej?

    To cykliczny event organizowany od sześciu lat przez Muzeum Mitologii Słowiańskiej w Grodzisku Owidz pod Starogardem Gdańskim, który zrzesza ludzi z całej Polski, mających coś związanego ze Słowianami. I może jechać tam dosłownie każdy: ktoś, kto nie ma zielonego pojęcia o temacie i jest po prostu ciekawy, ale również prawdziwi pasjonaci, czy ludzie, dla których słowiańskość jest życiem, czymś więcej, niż zwykłym hobby. Spotkałam mnóstwo przeróżnych osób. Ponadto festiwal obfitował w zróżnicowane wydarzenia; spotkania autorskie z pisarzami słowiańskich książek, warsztaty o rozległej tematyce, wykłady, czy to, co mnie najbardziej ciekawiło: inscenizacje słowiańskich obrzędów. Ponadto na każdym kroku, można było spotkać ludzi trudniących się słowiańskim rękodziełem, a także występowały zespoły muzyczne, tworzące muzykę w podobnych klimatach.

    Jak wyglądał festiwal?

    Rozpoczynał się w piątek około godziny 15.00, gdzie rozpalono ognisko, które miało płonąć, przez cały festiwal. Dla Słowian ogień był święty — to również symbol boga ognia Swarożyca. My z lekkim opóźnieniem przez wypadek na autostradzie, dotarliśmy przed 15.00, ale najpierw chcieliśmy rozbić namioty, aby nie musieć przejmować się tym wieczorem. Po ogarnięciu spraw pilnych typu bilety itp., poszliśmy na pierwszy wykład/warsztaty dotyczące przetwarzania ziół z Rosą Jaworską i Konradem Kowalczykiem. Było to bardzo ciekawe, choć już sporo rzeczy o ziołach wiedziałam.

    Planowałam iść jeszcze na wykład o genealogii, ale się nieco przegapiliśmy czasowo, więc to niestety mnie ominęło, czego do tej pory żałuję.
    Wieczorem odbyła się także inscenizacja swaćby, czyli słowiańskiego ślubu. Byłam już na nie zeszłego roku, niemniej jednak warto było zobaczyć to po raz kolejny.
    Wieczorem urządzono także warsztaty tańca i uczono nas oberka oraz potańcówkę. Pamiętam, że rok temu bawiłam się do późnej nocy, w tym roku również zahaczyłam o to wydarzenie, ale nieco krócej.

    W sobotę chyba było najwięcej rzeczy w programie i dla mnie samej to także był najbardziej aktywny dzień. Rozpoczęłam go spacerem ziołowym, który prowadził Michał Konkel: rok temu poszłam przez obydwa dni i byłam zachwycona, więc nie mogłam pominąć tego punktu i w tym roku.
    Potem wybrałam się na spotkanie autorskie z Aleksandrą Seligą: autorką serii Gołoborze, której recenzowałam tom pierwszy, można podejrzeć parę postów wcześniej. Spotkanie prowadziła Wiktoria Korzeniewska Slavicbook.



    Następny był kolejny obrzęd, tym razem żniwny, czyli rozpoczęcie żniw, a po nim poszłam na warsztaty robienia świec z węzy pszczelej. Natomiast wieczorem słuchałam jeszcze prelekcji Natalii Kościńskiej o słowiańskości w popkulturze. To była jedna z rzeczy, które najbardziej mnie interesowały, bo obserwuję Natalię od dawna i bardzo lubiłam jej słowiańskie podcasty (polecam!).    

    Koncertów słuchałam już z pola namiotowego: w tym roku Velesar oraz Kulingrida, a na koniec dnia w sali konferencyjnej zorganizowano mini kino i obejrzałam film o początkach Piastów.

    Niedzielę zaczęłam wcześniej, niż zorganizowane wydarzenia, bo postanowiłam sobie, że pójdę na gród i porobię zdjęcia książkom, które zakupiłam. Ten dzień chciałam także spędzić mniej intensywnie, więc zrezygnowałam ze spaceru ziołowego (choć zapowiedziana wycieczka do lasu kusiła) i zostałam w Strefie z Piecem na dwóch spotkaniach autorskich: z Franciszkiem Piątkowskim oraz Grzegorzem Gajkiem. Ten pierwszy stworzył Uniwersum Powiernika (jeszcze przede mną), natomiast drugi to autor popularnej ostatnio Tofy, oraz Piasta i Bolka: te drugie spotkanie również prowadziła Wiktoria Korzeniewska. Po spotkaniach Grzegorz Gajek prowadził również prelekcje o seksie w średniowieczu, na którym również zostałam. W międzyczasie zahaczyłam również o prezentację nowo powstałej słowiańskiej planszówki.
    Następny w programie był Obrzęd Plonów, którego również nie mogłam przegapić. I to był ostatni punkt programu, na którym byłam.

Co jeszcze?


    Pomiędzy tymi wydarzeniami działo się również wiele świetnych rzeczy! Mogłam się spotkać ze znajomymi poznanymi na zeszłorocznym festiwalu. To obchodzenie kramów, zachwycanie się tym rękodziełem, poznawanie ludzi, rozmowy itp. Festiwal Mitologii Słowiańskiej ma swój niepowtarzalny klimat i na pewno będzie moim stałym punktem w kalendarzu. I pogoda nam naprawdę dopisała, bo rok temu pamiętam, że była burza.


Co przywiozłam z festiwalu?
    Trochę nowej wiedzy, oczywiście! A z takich rzeczy fizycznych, to oczywiście dwie nowe książki: Powiernika i Piasta, o których mówiłam wcześniej, a także kolejne kolczyki, z tego samego kramu, co rok wcześniej: tym razem się dowiedziałam, będąc jeszcze na Ogrodzieńcu, że to kram u Moniki Macewicz, autorki Wiedmy. Jeśli ktoś by mnie zapytał, czy mi się podobają te rzeczy to… mam cztery pary kolczyków od nich. Zakupiłam sobie także kolejną chustę od Green Linden Atelie oraz krem, jednak nie jestem w stanie powiedzieć, co to był za kram, więc jak widać, parę rzeczy ze sobą przywiozłam.

    Aha, no i w tym roku ZAPOMNIAŁAM zabrać aparatu. Narobiłam jednak dużo zdjęć telefonem, ale jak widziałam fotografów, którzy tam sobie chodzili, to aż mnie świerzbiło, że nie zrobię takiej fajnej fotorelacji, jak chciałam...
 Za to na instagramie są rolki z każdego dnia!







 
Szeptucha ⸻  Katarzyna Berenika Miszczuk

Szeptucha ⸻ Katarzyna Berenika Miszczuk

     Szeptucha to tom rozpoczynający serię Kwiat Paproci autorstwa Katarzyny Bereniki Miszczuk. Pierwsze wydania zostały wypuszczone przez wydawnictwo Wab, a obecnie na rynku pojawiają się nowe odsłony cyklu spod wydawnictwa Mięta - dla niezorientowanych, jest to wydawnictwo autorki. 
     Przygody Gosławy Brzózki poznałam co prawda bardzo dawno temu, bo była to jedna z książek, które czytałam przed maturą, a ostatnio postanowiłam zrobić reread, ponieważ na tym blogu nie ma recenzji tej powieści (możecie ją za to znaleźć na starym blogu Book Oaza, ale ta będzie lepsza ;) ). 



     Od jakiegoś czasu słychać o tym, że będzie kolejna część przygód Jarogniewy, dlatego postanowiłam zrobić ten reread, aby być na bieżąco i sobie wszystko przypomnieć i wpadłam na pomysł o dyskusji o książkach, ale nie takich tylko pod recenzją, bo tak możemy dyskutować zawsze. Wymyśliłam kilka konkretnych tematów, które poruszymy, ale o tym jest już powiedziane na instagramie, więc tam Cię odsyłam. Wróćmy jednak do pierwszego tomu cyklu, bo to o niego tu idzie.

Psst... przerwa na reklamę ------ > MÓJ INSTAGRAM!

     Cała akcja rozgrywa się w XXI wieku, ale w alternatywnej rzeczywistości, ponieważ Polska jest silnym, liczącym się w Europie królestwem, w którym panuje Mieszko XII bodajże, a wiara w słowiańskich bogów nie wymarła i ma się bardzo dobrze. Nie możliwe? I pewnie zastanawiasz się jak do tego doszło? Nie wiem. W 966 roku Mieszko I nie przyjął chrztu, a zamiast tego porwał czeską księżniczkę Dobrawę i zostali związani swaćbą, choć jej ojciec liczył na to, że to Mieszko przyjmie chrzest, a ówczesna Polska stanie się chrześcijańska, tak jak to znamy z historii. Jednak to były dość odległe czasy, a wydarzenia zawarte w książce są o wiele nam bliższe, jak już wspomniałam, dzieją się we współczesności. Brzmi ciekawie? Dla mnie bardzo! Tym bardziej, że jestem fanką przeróżnych alternatyw literackich. 

Uroczo - proszę państwa, oto Gosława Brzózka - odrobinę przeterminowana i czerstwa, ale za to ma wizje w bonusie…

     Główną bohaterką jest dwudziestoczteroletnia mieszkanka stolicy; Gosia, ale uwaga; nie Malgorzata, a Gosława. Właśnie ukończyła studia lekarskie i musi odbyć obowiązkowy staż u Szeptuchy, czyli takiej mądrej baby ze wsi. To standardowa procedura, aby stać się lekarzem w Królestwie Polskim, a same szeptuchy, to takie lekarki pierwszego kontaktu, które decydowały, czy leczą pacjenta ziołami i ludowymi sposobami, czy jednak wysyłają do szpitala. 
     Dziewczyna jest typowym przykładem mieszczucha, nienawidzi wsi i panicznie boi się chorób, bakterii, kleszczy i innych owadów, a wejście w las przyprawia ją o atak paniki. W książce dokładnie opisano jej przeciwkleszczowy kombinezon. Do tego to iście prawdziwa słowiańska ateistka.

     Gosia jednak nie ma wyjścia i wyjeżdża w rodzinne strony swej matki; do Bielin pod Kielcami, aby odbyć staż u starej, choć dziarskiej szeptuchy Jarogniewy, potocznie zwanej Babą Jagą, choć nie dlatego, że mieszka w chatce z piernika i pożera małe dzieci, o nie; to tylko taki żartobliwy skrót od jej imienia.

     Dziewczyna na początku swej przygody w Bielinach, poznaje przyprawiającego ją o szybsze bicie serca Mieszka, który jak się okazuje, nie jest taki zwyczajny. Ponadto bardzo szybko Gosia przekonuje się, że bogowie i inne demony jednak istnieją, a ona sama jest rodząca się raz na tysiąc lat widzącą, co przyprawia ją o kolejne kłopoty i wpędza w ogromne niebezpieczeństwo, bowiem bogowie czegoś od niej chcą. Nasza ateistka, bardzo szybko dowiaduje się, że bogowie jednak istnieją. 

     Z tego, co się orientuję, to Gosia chyba nie jest ulubioną postacią Czytelników, ale mnie zawsze bawiła ta jej bojaźń przed kleszczami i w ogóle przyrodą. Ogólnie jedynym z czynników, dzięki któremu tak bardzo lubię prozę Miszczuk to humor zawarty na stronicach jej powieści, a wręcz przerysowana hipochondria Gosławy, bawi mnie najbardziej, zamiast irytować, tak jak innych. Choć sama bohaterka wydaje się trochę infantylna, na jej minus i powieści dochodzi jeszcze mdlenie na widok męskich torsów, jak podlotek, czy fakt, że praktycznie nic nie wie o swojej wieloletniej przyjaciółce. 

Podatki takie same plus nie można już pędzić samogonu, bo prezydent zakazał.

     Bardzo podobała mi się postać Jarogniewy i jej zachowanie wobec ludzi; ta przaśna chustka na głowie dodaje jej lat, kwieciste spódnice i zaciąganie gwarą; uwielbiam takie rzeczy, tym bardziej, że mieszkam w miejscu, gdzie gwara nie istnieje, więc fascynuje mnie jeszcze bardziej. I sama chodzę w kwiecistych spódnicach :D

     Bardzo zabawną postacią był także pewny siebie Radowit; kreowany na takiego typowego mięśniaka-pustaka, co może na początku odrzucać, a jednak momentami potrafił mnie naprawdę zaskoczyć, no i przede wszystkim zawsze mnie rozbawiał.

Jedno można śmiało powiedzieć o Słowianach – umiemy się dobrze bawić.
     Ponadto w powieści występują przeróżni słowiańscy bogowie, tacy jak: Weles, Świetowit, oraz inne demony; płanetnicy, rusałki, wiły, południce, strzygi, wąpierze, czy Leszy, choć w pierwszym tomie nie do końca dowiadujemy się kto jest kim, a jednak pojawiają się takie postacie. 

     W książce zostały też przedstawione słowiańskie święta i uroczystości tutaj bodajże; Jare Święta i Zielone Świątki zwane też Rusałczym Tygodniem. Wydaje mi się, że te, a nie chce Was wprowadzać w błąd, po całej serii, plus dodatku o Jarogniewie, trochę się to miesza. Faktem pozostaje jednak to, że Miszczuk każde święto opisuje dokładnie i przedstawia w bardzo ciekawy sposób. 


     Bardzo chętnie przeczytałam tę powieść ponownie i na pewno jeszcze nie raz to zrobię. Fabuła jest wciągająca i podoba mi się ta wizja tej alternatywnej Polski. To już kolejny wykreowany przez panią Miszczuk świat; niby taki nasz, ale taki nie do końca, bo jednak inna wiara. Może i powieść ma jakieś minusy, typu dla większości irytująca bohaterka, ani nie jest najwyższych lotów, ale dla mnie zawsze będzie wyjątkowa, bo to ona parę lat temu rozbudziła we mnie zainteresowanie słowiańskimi tematami. I po prostu mam do niej ogromny sentyment i sądzę, że nie tylko ja.

     Co tu dużo mówić? Katarzyna Berenika Miszczuk operuje lekkim piórem, humorem, sprawnie łączy ze sobą wszystkie wątki i sprawia, że chce jej się czytać więcej, a sama książka jest przesycona słowiańskością po granice możliwości. Ja jestem ogromną fanką jej twórczości. 

Każdy ma w sobie pierwiastek zła. Ludzie bez skazy nie istnieją.



 

A ja zaproszę na instagram i sierpniowe wydarzenie, które szykuję!
Copyright © Czarne Światło , Blogger