Festiwal Mitologii Słowiańskiej 2023 ⸻ relacja

    W miniony weekend, w Owidzu w grodzisku okalającym Muzeum Mitologii Słowiańskiej, odbył się VI Festiwal Mitologii Słowiańskiej, czyli, krótko mówiąc, zjazd miłośników naszej rodzimej kultury, mitologii oraz rekonstrukcji. To druga edycja, na którą pojechałam, bo w poprzednich latach wszystko było na opak, ale teraz udało się praktycznie bez przeszkód.

 
    Czym właściwie jest Festiwal Mitologii Słowiańskiej?

    To cykliczny event organizowany od sześciu lat przez Muzeum Mitologii Słowiańskiej w Grodzisku Owidz pod Starogardem Gdańskim, który zrzesza ludzi z całej Polski, mających coś związanego ze Słowianami. I może jechać tam dosłownie każdy: ktoś, kto nie ma zielonego pojęcia o temacie i jest po prostu ciekawy, ale również prawdziwi pasjonaci, czy ludzie, dla których słowiańskość jest życiem, czymś więcej, niż zwykłym hobby. Spotkałam mnóstwo przeróżnych osób. Ponadto festiwal obfitował w zróżnicowane wydarzenia; spotkania autorskie z pisarzami słowiańskich książek, warsztaty o rozległej tematyce, wykłady, czy to, co mnie najbardziej ciekawiło: inscenizacje słowiańskich obrzędów. Ponadto na każdym kroku, można było spotkać ludzi trudniących się słowiańskim rękodziełem, a także występowały zespoły muzyczne, tworzące muzykę w podobnych klimatach.

    Jak wyglądał festiwal?

    Rozpoczynał się w piątek około godziny 15.00, gdzie rozpalono ognisko, które miało płonąć, przez cały festiwal. Dla Słowian ogień był święty — to również symbol boga ognia Swarożyca. My z lekkim opóźnieniem przez wypadek na autostradzie, dotarliśmy przed 15.00, ale najpierw chcieliśmy rozbić namioty, aby nie musieć przejmować się tym wieczorem. Po ogarnięciu spraw pilnych typu bilety itp., poszliśmy na pierwszy wykład/warsztaty dotyczące przetwarzania ziół z Rosą Jaworską i Konradem Kowalczykiem. Było to bardzo ciekawe, choć już sporo rzeczy o ziołach wiedziałam.

    Planowałam iść jeszcze na wykład o genealogii, ale się nieco przegapiliśmy czasowo, więc to niestety mnie ominęło, czego do tej pory żałuję.
    Wieczorem odbyła się także inscenizacja swaćby, czyli słowiańskiego ślubu. Byłam już na nie zeszłego roku, niemniej jednak warto było zobaczyć to po raz kolejny.
    Wieczorem urządzono także warsztaty tańca i uczono nas oberka oraz potańcówkę. Pamiętam, że rok temu bawiłam się do późnej nocy, w tym roku również zahaczyłam o to wydarzenie, ale nieco krócej.

    W sobotę chyba było najwięcej rzeczy w programie i dla mnie samej to także był najbardziej aktywny dzień. Rozpoczęłam go spacerem ziołowym, który prowadził Michał Konkel: rok temu poszłam przez obydwa dni i byłam zachwycona, więc nie mogłam pominąć tego punktu i w tym roku.
    Potem wybrałam się na spotkanie autorskie z Aleksandrą Seligą: autorką serii Gołoborze, której recenzowałam tom pierwszy, można podejrzeć parę postów wcześniej. Spotkanie prowadziła Wiktoria Korzeniewska Slavicbook.



    Następny był kolejny obrzęd, tym razem żniwny, czyli rozpoczęcie żniw, a po nim poszłam na warsztaty robienia świec z węzy pszczelej. Natomiast wieczorem słuchałam jeszcze prelekcji Natalii Kościńskiej o słowiańskości w popkulturze. To była jedna z rzeczy, które najbardziej mnie interesowały, bo obserwuję Natalię od dawna i bardzo lubiłam jej słowiańskie podcasty (polecam!).    

    Koncertów słuchałam już z pola namiotowego: w tym roku Velesar oraz Kulingrida, a na koniec dnia w sali konferencyjnej zorganizowano mini kino i obejrzałam film o początkach Piastów.

    Niedzielę zaczęłam wcześniej, niż zorganizowane wydarzenia, bo postanowiłam sobie, że pójdę na gród i porobię zdjęcia książkom, które zakupiłam. Ten dzień chciałam także spędzić mniej intensywnie, więc zrezygnowałam ze spaceru ziołowego (choć zapowiedziana wycieczka do lasu kusiła) i zostałam w Strefie z Piecem na dwóch spotkaniach autorskich: z Franciszkiem Piątkowskim oraz Grzegorzem Gajkiem. Ten pierwszy stworzył Uniwersum Powiernika (jeszcze przede mną), natomiast drugi to autor popularnej ostatnio Tofy, oraz Piasta i Bolka: te drugie spotkanie również prowadziła Wiktoria Korzeniewska. Po spotkaniach Grzegorz Gajek prowadził również prelekcje o seksie w średniowieczu, na którym również zostałam. W międzyczasie zahaczyłam również o prezentację nowo powstałej słowiańskiej planszówki.
    Następny w programie był Obrzęd Plonów, którego również nie mogłam przegapić. I to był ostatni punkt programu, na którym byłam.

Co jeszcze?


    Pomiędzy tymi wydarzeniami działo się również wiele świetnych rzeczy! Mogłam się spotkać ze znajomymi poznanymi na zeszłorocznym festiwalu. To obchodzenie kramów, zachwycanie się tym rękodziełem, poznawanie ludzi, rozmowy itp. Festiwal Mitologii Słowiańskiej ma swój niepowtarzalny klimat i na pewno będzie moim stałym punktem w kalendarzu. I pogoda nam naprawdę dopisała, bo rok temu pamiętam, że była burza.


Co przywiozłam z festiwalu?
    Trochę nowej wiedzy, oczywiście! A z takich rzeczy fizycznych, to oczywiście dwie nowe książki: Powiernika i Piasta, o których mówiłam wcześniej, a także kolejne kolczyki, z tego samego kramu, co rok wcześniej: tym razem się dowiedziałam, będąc jeszcze na Ogrodzieńcu, że to kram u Moniki Macewicz, autorki Wiedmy. Jeśli ktoś by mnie zapytał, czy mi się podobają te rzeczy to… mam cztery pary kolczyków od nich. Zakupiłam sobie także kolejną chustę od Green Linden Atelie oraz krem, jednak nie jestem w stanie powiedzieć, co to był za kram, więc jak widać, parę rzeczy ze sobą przywiozłam.

    Aha, no i w tym roku ZAPOMNIAŁAM zabrać aparatu. Narobiłam jednak dużo zdjęć telefonem, ale jak widziałam fotografów, którzy tam sobie chodzili, to aż mnie świerzbiło, że nie zrobię takiej fajnej fotorelacji, jak chciałam...
 Za to na instagramie są rolki z każdego dnia!







 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © Czarne Światło , Blogger