Szeptucha ⸻ Katarzyna Berenika Miszczuk

     Szeptucha to tom rozpoczynający serię Kwiat Paproci autorstwa Katarzyny Bereniki Miszczuk. Pierwsze wydania zostały wypuszczone przez wydawnictwo Wab, a obecnie na rynku pojawiają się nowe odsłony cyklu spod wydawnictwa Mięta - dla niezorientowanych, jest to wydawnictwo autorki. 
     Przygody Gosławy Brzózki poznałam co prawda bardzo dawno temu, bo była to jedna z książek, które czytałam przed maturą, a ostatnio postanowiłam zrobić reread, ponieważ na tym blogu nie ma recenzji tej powieści (możecie ją za to znaleźć na starym blogu Book Oaza, ale ta będzie lepsza ;) ). 



     Od jakiegoś czasu słychać o tym, że będzie kolejna część przygód Jarogniewy, dlatego postanowiłam zrobić ten reread, aby być na bieżąco i sobie wszystko przypomnieć i wpadłam na pomysł o dyskusji o książkach, ale nie takich tylko pod recenzją, bo tak możemy dyskutować zawsze. Wymyśliłam kilka konkretnych tematów, które poruszymy, ale o tym jest już powiedziane na instagramie, więc tam Cię odsyłam. Wróćmy jednak do pierwszego tomu cyklu, bo to o niego tu idzie.

Psst... przerwa na reklamę ------ > MÓJ INSTAGRAM!

     Cała akcja rozgrywa się w XXI wieku, ale w alternatywnej rzeczywistości, ponieważ Polska jest silnym, liczącym się w Europie królestwem, w którym panuje Mieszko XII bodajże, a wiara w słowiańskich bogów nie wymarła i ma się bardzo dobrze. Nie możliwe? I pewnie zastanawiasz się jak do tego doszło? Nie wiem. W 966 roku Mieszko I nie przyjął chrztu, a zamiast tego porwał czeską księżniczkę Dobrawę i zostali związani swaćbą, choć jej ojciec liczył na to, że to Mieszko przyjmie chrzest, a ówczesna Polska stanie się chrześcijańska, tak jak to znamy z historii. Jednak to były dość odległe czasy, a wydarzenia zawarte w książce są o wiele nam bliższe, jak już wspomniałam, dzieją się we współczesności. Brzmi ciekawie? Dla mnie bardzo! Tym bardziej, że jestem fanką przeróżnych alternatyw literackich. 

Uroczo - proszę państwa, oto Gosława Brzózka - odrobinę przeterminowana i czerstwa, ale za to ma wizje w bonusie…

     Główną bohaterką jest dwudziestoczteroletnia mieszkanka stolicy; Gosia, ale uwaga; nie Malgorzata, a Gosława. Właśnie ukończyła studia lekarskie i musi odbyć obowiązkowy staż u Szeptuchy, czyli takiej mądrej baby ze wsi. To standardowa procedura, aby stać się lekarzem w Królestwie Polskim, a same szeptuchy, to takie lekarki pierwszego kontaktu, które decydowały, czy leczą pacjenta ziołami i ludowymi sposobami, czy jednak wysyłają do szpitala. 
     Dziewczyna jest typowym przykładem mieszczucha, nienawidzi wsi i panicznie boi się chorób, bakterii, kleszczy i innych owadów, a wejście w las przyprawia ją o atak paniki. W książce dokładnie opisano jej przeciwkleszczowy kombinezon. Do tego to iście prawdziwa słowiańska ateistka.

     Gosia jednak nie ma wyjścia i wyjeżdża w rodzinne strony swej matki; do Bielin pod Kielcami, aby odbyć staż u starej, choć dziarskiej szeptuchy Jarogniewy, potocznie zwanej Babą Jagą, choć nie dlatego, że mieszka w chatce z piernika i pożera małe dzieci, o nie; to tylko taki żartobliwy skrót od jej imienia.

     Dziewczyna na początku swej przygody w Bielinach, poznaje przyprawiającego ją o szybsze bicie serca Mieszka, który jak się okazuje, nie jest taki zwyczajny. Ponadto bardzo szybko Gosia przekonuje się, że bogowie i inne demony jednak istnieją, a ona sama jest rodząca się raz na tysiąc lat widzącą, co przyprawia ją o kolejne kłopoty i wpędza w ogromne niebezpieczeństwo, bowiem bogowie czegoś od niej chcą. Nasza ateistka, bardzo szybko dowiaduje się, że bogowie jednak istnieją. 

     Z tego, co się orientuję, to Gosia chyba nie jest ulubioną postacią Czytelników, ale mnie zawsze bawiła ta jej bojaźń przed kleszczami i w ogóle przyrodą. Ogólnie jedynym z czynników, dzięki któremu tak bardzo lubię prozę Miszczuk to humor zawarty na stronicach jej powieści, a wręcz przerysowana hipochondria Gosławy, bawi mnie najbardziej, zamiast irytować, tak jak innych. Choć sama bohaterka wydaje się trochę infantylna, na jej minus i powieści dochodzi jeszcze mdlenie na widok męskich torsów, jak podlotek, czy fakt, że praktycznie nic nie wie o swojej wieloletniej przyjaciółce. 

Podatki takie same plus nie można już pędzić samogonu, bo prezydent zakazał.

     Bardzo podobała mi się postać Jarogniewy i jej zachowanie wobec ludzi; ta przaśna chustka na głowie dodaje jej lat, kwieciste spódnice i zaciąganie gwarą; uwielbiam takie rzeczy, tym bardziej, że mieszkam w miejscu, gdzie gwara nie istnieje, więc fascynuje mnie jeszcze bardziej. I sama chodzę w kwiecistych spódnicach :D

     Bardzo zabawną postacią był także pewny siebie Radowit; kreowany na takiego typowego mięśniaka-pustaka, co może na początku odrzucać, a jednak momentami potrafił mnie naprawdę zaskoczyć, no i przede wszystkim zawsze mnie rozbawiał.

Jedno można śmiało powiedzieć o Słowianach – umiemy się dobrze bawić.
     Ponadto w powieści występują przeróżni słowiańscy bogowie, tacy jak: Weles, Świetowit, oraz inne demony; płanetnicy, rusałki, wiły, południce, strzygi, wąpierze, czy Leszy, choć w pierwszym tomie nie do końca dowiadujemy się kto jest kim, a jednak pojawiają się takie postacie. 

     W książce zostały też przedstawione słowiańskie święta i uroczystości tutaj bodajże; Jare Święta i Zielone Świątki zwane też Rusałczym Tygodniem. Wydaje mi się, że te, a nie chce Was wprowadzać w błąd, po całej serii, plus dodatku o Jarogniewie, trochę się to miesza. Faktem pozostaje jednak to, że Miszczuk każde święto opisuje dokładnie i przedstawia w bardzo ciekawy sposób. 


     Bardzo chętnie przeczytałam tę powieść ponownie i na pewno jeszcze nie raz to zrobię. Fabuła jest wciągająca i podoba mi się ta wizja tej alternatywnej Polski. To już kolejny wykreowany przez panią Miszczuk świat; niby taki nasz, ale taki nie do końca, bo jednak inna wiara. Może i powieść ma jakieś minusy, typu dla większości irytująca bohaterka, ani nie jest najwyższych lotów, ale dla mnie zawsze będzie wyjątkowa, bo to ona parę lat temu rozbudziła we mnie zainteresowanie słowiańskimi tematami. I po prostu mam do niej ogromny sentyment i sądzę, że nie tylko ja.

     Co tu dużo mówić? Katarzyna Berenika Miszczuk operuje lekkim piórem, humorem, sprawnie łączy ze sobą wszystkie wątki i sprawia, że chce jej się czytać więcej, a sama książka jest przesycona słowiańskością po granice możliwości. Ja jestem ogromną fanką jej twórczości. 

Każdy ma w sobie pierwiastek zła. Ludzie bez skazy nie istnieją.



 

A ja zaproszę na instagram i sierpniowe wydarzenie, które szykuję!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © Czarne Światło , Blogger