Siostra Gwiazd autorstwa Marah Woolf i artystyczna sesja książkowa

Siostra Gwiazd autorstwa Marah Woolf to pierwszy tom cyklu Trzy Czarownice. Powieść, o której wcześniej nigdy nie słyszałam i wpadła mi w ręce przypadkiem. Dostałam ją w boxie książkowym, który miał być słowiański (ta książka zdecydowanie słowiańska nie była, ale opowieść wynagrodziła mi braki). Dostajemy ciekawie przedstawioną rzeczywistość; współczesność pełną magii. To dość rzadkie w książkach fantasy, ponieważ wszelkie opowieści o czarownicach i magach umieszczane są w realiach średniowiecznych, jednak tutaj autorka zrobiła zupełnie inaczej.

Akcja powieści dzieje się we Francji, gdzie jest granica, która oddziela świat ludzi od świata demonów. Setki lat temu ustanowił ją Merlin, aby zapanował pokój i aby chronić ludzi przed niebezpiecznymi potworami. Historia nawiązuje do legend arturiańskich, ale rozegrana jest w dzisiejszych czasach, o czym już powiedziałam. Bardzo często jest wspominana właśnie postać Merlina, Artura Pendragona, czy innych, a mieszkańcy wierzą, że setki lat temu oni naprawdę żyli.

Głowna bohaterka jest chora, po tym, jak została ukąszona przez demona i prawie umarła, więc wyjeżdża do Glastonbury, ponieważ to jej jedyna nadzieja, choć wcale nie chce opuszczać rodzinnych stron. Razem z nią jadą siostry, jednak zostawia przyjaciół oraz Ezrę; swojego najlepszego przyjaciela, w którym od dziecka jest zakochana.


Dwa lata później wraca całkiem wyleczona, ale... pozbawiona swojej magii. Przez długi czas sądzi, że właśnie to była cena za jej życie. Do swoich rodzinnych stron przybywa jednak z misją od Kongregacji (to ich człowiek ją uleczył), aby przekonać Wielkiego Mistrza Loży Merlina, by pozwolił Kongregacji negocjować pakt z królem demonów, który lada dzień wygasa. Tak się złożyło, że Wielkim Mistrzem został Ezra, po tym, jak jego ojciec zmarł, a brat przepadł bez śladu i robi wszystko, aby zapobiec wojnie.

Viviane wraca do zupełnie innej rzeczywistości; do innego świata, który zapamiętała. Sytuacja z dnia na dzień pogarsza się coraz bardziej, a ataki demonów się nasilają. Do tego Kongregacja i Loża Merlina nie mogą dojść do porozumienia właśnie wtedy, gdy powinni się zjednoczyć. Loża Merlina utrzymuje, że żądania demonów są nie do spełnienia, natomiast Kongregacja jest w stanie poświęcić wszystko i wszystkich, aby nawiązać pokój. Tyle o fabule.


Przede wszystkim muszę powiedzieć to, co najpierw przykuło mój wzrok i czym zachwyciłam, gdy wzięłam ją po raz pierwszy do ręki. Okładka i ogólnie oprawa graficzna powieści. Pierwszy tom serii Trzy Czarownice została wydana tak przepięknie, tak cudownie! Wydaje mi się, że wydawnictwo Jaguar bardzo dba o to, aby ich książki zatrzymywały swym wyglądem. W środku również jest przepięknie wydrukowana, zresztą widzicie to na zdjęciach. Siostra Gwiazd ewidentnie jest dopracowana w każdym calu! Już od jakiegoś czasu chciałam porobić jakieś artystyczne zdjęcia do okładek z książkami, ale nie było mi po drodze, albo nic mi nie pasowało do oprawy, a tutaj od razu pomysł wpadł mi do głowy.

Historię pochłonęłam błyskawicznie i po prostu nie mogłam się od niej oderwać, tak bardzo mnie wciągnęła. Sklasyfikowana jest jako młodzieżówka i słusznie, bo to w zasadzie jest lekka historia. Taka lekka do czytania fantastyka. Zupełnie niewymagająca. W zasadzie powiedziałabym, że to fantasy na pograniczu romansu z elementami fantastycznymi po prostu, bo jednak ten wątek miłosny przebija tu się później na pierwszy plan. Oczywiście dla mnie wcale to nie jest minus, jeżeli ktoś lubi takie powieści. Sama bardzo rzadko sięgam  takie typowe romansidła, ale nie mówię im nie.

Siostra Gwiazd
 posiada także delikatny wątek trójkąta miłosnego, czyli w tym przypadku jest główna bohaterka i dwóch bohaterów rywalizujących o jej względy, ale nie jest to nachalnie przedstawione. Zdecydowanie jeden z nich jest na pierwszym planie, a ten drugi trzyma się z boku, choć wszyscy wiedzą, co w trawie piszczy. To dla mnie na plus, bo nie lubię ogólnie wątku trójkąta miłosnego, gdzie jeszcze bohater się waha kogo wybrać i pół książki rozważa na ten temat.

Marah Woolf wykreowała wspaniały świat, który również całkiem nieźle wytłumaczyła tak, że czytelnik nie gubi się podczas czytania. Jest też bardzo różnorodny; mamy czarownice, magów (w powieści są podkreślone różnice między nimi), zwykłych ludzi, ale też całą masę demonów tych groźnych i tych całkiem przyjaznych. Wspomniane wyżej nawiązanie do legend Arturiańskich i do wierzeń bodajże celtyckich chyba (mogę się mylić, bo aż tak nie siedzę w temacie) według mnie to świetny pomysł. Nie wiem, czy nie trafiałam na tego typu historie, czy po prostu ta posiada w sobie pewną oryginalność.

Autorka też świetnie kreuje bohaterów. Poznajemy Viviane, jej siostry, Ezrę, Asha i genialnie stworzonego Caleba oraz innych. Każdy z bohaterów wzbudza inne odczucia, nie są zrobieni na jedno kopyto, a to jest bardzo ważne! Razem z Viviane mierzymy się z jej chorobą i misją, a z Ezrą podejmujemy poważne problemy, które posiada i odpowiedzialne decyzje. Asha nie lubię, co też oznacza, że Marah Woolf nadała mu inne cechy, niż reszcie, a sam Caleb wydaje się tak uroczy, że to niemożliwe.

Choć wspomniałam o dobrze wykreowanych bohaterach, to nie byli bez wad. Viviane momentami wydawała mi się zbyt naiwna i uważam, że zbyt wiele było w powieści jej rozterek miłosnych, ale to chyba jedyny minus tej powieści i wydaje mi się, że może denerwować innych, bo faktycznie zachowywała się wtedy jak infantylna nastolatka. Jednak z drugiej strony, to też dowodzi tego, że nie jest jak reszta bohaterów.


Aha i zakończenie... Nie mam pojęcia, jak można zakończyć historię w TAKIM momencie. To jest po prostu zbrodnia, tortura na czytelniku. Drugi tom Siostra Księżyca zostaje wydany we wrześniu i bez wątpienia po niego sięgnę.


Co do samych zdjęć, to ten pomysł wpadł mi nagle i nie mogłam doczekać się, aż go zrealizuję, tylko nie było mi z tym po drodze i miałam mniej czasu, niż zakładałam. Powiem też, że to wcale nie było takie proste zadanie, jak się wydaje, a makijaż tez przysporzył mi trochę trudu. Nie miałam pojęcia, że tak ciężko będzie pomalować usta na niebiesko :D Część zdjęć robiłam telefonem, część aparatem, bo samowyzwalacz nie chciał współpracować, ale efekt mimo wszystko mnie zadowala. 

Jak Ci się podoba efekt? Czy robić więcej takich książkowych sesji? 






7 komentarzy:

  1. Świetny sposób na sesje! Wyszło genialnie <3 Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Przepiękne ujęcia, są bardzo inspiracyjne, klimatyczne może nieco mroczne :)
    Myślę, że warto przeczytać tę książkę, choćby dla wyodrębnienia własnej opinii.
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję! :) Na początku nie miało być mrocznie, ale jak wstawiałam na insta zajawkę i nałożyłam ten niebieski filtr, to mi się spodobał ten efekt :)

      Usuń
  3. great post!Like your blog, thank you for sharing.
    what is a luxhairshop yaki wig homecoming

    These contents have greatly helped me.

    OdpowiedzUsuń
  4. Widziałam już zdjęcie z sesji na Instagramie, wyglądasz pięknie ❤ Myślę, że po książkę sięgnę, jak tylko gdzieś na nią trafię :D

    OdpowiedzUsuń

Copyright © Czarne Światło , Blogger