Gałęziste ⸻ Artur Urbanowicz

     Na Gałęziste po raz pierwszy natknęłam się kilka lat temu, gdy zaledwie raczkowałam w czytaniu słowiańskich książek i wtedy też je pochłonęłam, jeszcze w tym starym wydaniu. Pamiętam, jak bardzo podekscytowana byłam, gdy zamawiałam nową wersję tej powieści, aczkolwiek po prostu leżała sobie na półce przez długi czas. Leżała i leżała, aż w końcu w kwietniu mnie coś tchnęło i postanowiłam po nią sięgnąć. Nowe wydanie posiada przepiękne ilustracje i twardą oprawę, a także podobnież tekst został przeredagowany. Naprawdę można nacieszyć oczy tą książką.



    W powieści poznajemy Karolinę i Tomka, którzy pomimo różnic są ze sobą od paru już lat. Żeby było ciekawiej, Karolina to praktykująca (naprawdę bardzo praktykująca) katoliczka, natomiast Tomasz to z kolei zatwardziały ateista. Co ich tak naprawdę połączyło i jak ze sobą funkcjonują, nie wiem, ale chyba średnio im to wychodziło, ponieważ w chwili, gdy ich poznajemy, w związku nie dzieje się najlepiej, dlatego dziewczyna, chcąc go ratować, wymyśliła podczas świąt Wielkanocnych wspólną wycieczkę do Suwałk, mając nadzieję, że ten wyjazd na nowo zacieśni ich relację. Mężczyzna jest oporny, ale zgadza się na to, wybierając po prostu mniejsze zło i razem wyruszają ku przygodzie.

Kara, aby była karą, musi mieć też charakter wychowawczy.

    Tych im nie brakuje, ponieważ dojeżdżając na miejsce, okazuje się, że w pensjonacie, w którym wynajęli pokój, nie ma nikogo, jednak w ramach rekompensaty zapominalscy właściciele, skierowali ich do swoich znajomych i opłacili nocleg w urokliwej osadzie Białodęby w samym środku lasu.
Szybko się okazuje, że to nie jest zwykłe miejsce, a lasem włada pewien potężny demon, któremu cześć oddają Jaćwingowie, czyli taka bodajże etniczna(?) mniejszość żyjąca na tamtych terenach, a przy tym bardzo nienawidząca chrześcijan, z których co roku składają ofiarę. Sęk w tym, że na cel obrali sobie rzecz jasna Karolinę i od tego momentu cała akcja się zagęszcza.

    Co mi się podobało?
    Gdybym miała określić książkę tylko jednym słowem, wcale długo bym się nie zastanawiała; genialna. Fajni bohaterowie, świetnie prowadzone wątki, mnóstwo zwrotów akcji. Trzeba przyznać autorowi punkty za wyobraźnię i umiejętność trzymania w napięciu. Mam ogromną ochotę sięgnąć po inne książki tego autora i z przyjemnością to uczynię!

W lesie umarłaś, w las się obrócisz.

    No i jestem autorowi wdzięczna za coś jeszcze. Leszy — czyli demon, który opiekował się lasem. Bardzo podobało mi się wykorzystanie motywu Leszego, choć mam parę słowiańskich książek za sobą, to we wszystkich były, albo szeptuchy, albo upiory i ci, którzy z nimi walczą, a tutaj mamy coś zupełnie innego. Zwłaszcza że postać Leszego, od zawsze bardzo mnie intryguje — prawdopodobnie ma to związek z moim zamiłowaniem do lasów i wędrówek po nich. Dodatkowo przedstawienie puszczy, jako potęgi, a zarazem w pewnym sensie i świętości. Bardzo przypadł mi ten motyw do gustu. No i na ogromny plus jest także sam pomysł z Jaćwingami — nigdy nie byłam na Suwalszczyźnie i nie przyszłoby mi do głowy, że gdzieś tam są pozostałości po właśnie takich plemionach, o których nie słyszałam, albo nie pamiętam, że słyszałam. Muszę dodać, że wierzenia słowiańskie są przeplecione z kulturą litewskich Jaćwingów. Pogańskie rytuały i różne dywagacje na temat religii, to także były bardzo interesujące wątki, które dołożyły swoją cegiełkę do tego, by sprawić, że „Gałęziste” są jeszcze lepsze.

Zastanawiające, że w całej tej wojnie pomiędzy ateistami a wierzącymi rozważa się tylko dwie możliwości – Bóg istnieje albo nie.
A co jeżeli jest trzecia…?

    Muszę także przyznać, że Artur Urbanowicz, zdecydowanie potrafi zaskakiwać. Zakończenie wbiło mnie w krzesło i rozłożyło na łopatki. W pierwszej chwili myślałam, że to sen, któregoś z bohaterów, ale nie, to nie tak. Nie wiedziałam, co ze sobą zrobić, po skończeniu. Ale bardzo mi się podobało, takie przedstawienie sytuacji. Zwykłe; żyli długo i szczęśliwie, byłoby za proste. Znowu, gdyby „ci źli” wygrali, też byłoby za prosto i podejrzewam, że można byłoby się nawet oburzać, że jak to tak. Jednak to, co nam autor zaserwował, było zdecydowanie niespodziewane!


    Nie wiem, czy ta książka ma jakieś wady. No, może jedna postać wydała mi się ciut za idealna, ale to taki drugoplanowy pan, więc nie wiem, czy ma to jakieś znaczenie. Chociaż mam pewne zastrzeżenia do Karoliny, ponieważ momentami jej religijność była chyba przesadzona, a Tomek był trochę burakiem-cebulakiem i ta jego cecha mogła nieco irytować, choć mnie to bardziej śmieszyło. To trochę tak, jak w przypadku Gosławy z Kwiatu Paproci — wiele osób irytowała, a mnie po prostu śmieszyła.

    To był reread, czy udany? Zdecydowanie tak. Przyjemnie było się na powrót zanurzyć w świecie, który wykreował autor. I nadal podtrzymuję opinię, że jest to mój jeden z ulubionych slavicbooków. Polecam, bardzo, bardzo polecam!

To, że ktoś jest ateistą, nie oznacza od razu, że jest złym człowiekiem. Można być dobrym człowiekiem, ale nie wierzyć. A co więcej - mieć weselsze życie. Ateiści nie muszą nakładać na siebie jakiś chorych, ustalonych odgórnie ograniczeń. Hamować się tylko dlatego, że gdzieś jest tak napisane. Traktować czegoś jak największą świętość, choć nie jest tego warte. Powiedziałbym wręcz, że przez to wiara to największa słabość wierzących. Jakby spętani niewidzialnymi kajdanami, Czasem muszą odmawiać sobie przyjemności na rzecz niby wyższych idei. A to przecież prawie masochizm. A po co uprawiać masochizm na siłę?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © Czarne Światło , Blogger