Koronawirus, czy brak-mózgu-wirus?

Ten post miał być o zupełnie innej tematyce, planowałam coś bardziej kobiecego, ale obserwuję to, co się wokół dzieje i zmusza mnie to do refleksji. Każdy wie, że panuje koronawirus, trudno o tym nie wiedzieć i nie, to nie będzie dywagacja na temat tego, czy ta choroba zamienia ludzi w zombie. Wiem też, że wszyscy mają dość pieprzenia w kółko o tym samym (tak, ja też, gdy widzę ciągle memy o koronawirusie i żadnych innych), ale jestem zszokowana tym, jak ludzie się zachowują. I nie piszę wcale tego posta dla rozgłosu, ani że temat taki na topie.

Klepię teraz te słowa w klawiaturę, ponieważ nie wiem, czy jestem bardziej załamana ludzkim zachowaniem, czy przerażona i muszę gdzieś to wylać.
Puste półki, kolejki na cały sklep, wyrywanie sobie towarów z ręki, czy cukier spod lady. Obserwuję to wszystko, słucham relacji znajomych i naprawdę nie dowierzam temu, co ludzie wyprawiają. Nie powinniśmy bagatelizować zagrożenia, tutaj przyznaję rację i nawet powinniśmy posiadać w domu trochę więcej żywności i rzeczy codziennego użytku, ale czy naprawdę trzeba wariować na tym punkcie?

Ludzie kilkukrotnie wchodzą do sklepów i wychodzą z pełnymi wózkami. Wykupują wszystko, dosłownie wszytko.
Ludzie! Ogarnijcie się!

Owszem, panuje wirus, ale to właśnie takie zachowanie sieje jeszcze większą panikę. Boisz się, że zamkną Ci spożywczaka? Zamykają wszelkie ośrodki kultury, restauracji i inne tego typu instytucje, żeby ludzie tam nie przesiadywali, bo spójrzmy wprawdzie w oczy; to jest przyjemność, nie obowiązek. Spożywczka Ci nie zamkną, bo musisz gdzieś zrobić zakupy, aby przeżyć. Nie wszystko da się ot tak zlikwidować. 

I jeszcze jedno; koronalia. 
Gdy to przeczytałam, opadły mi ręce nogi, głowa i nawet kwiatek z balkonu, choć balkonu nie posiadam. 
Ja nie panikuję i choć podśmiewam się także z przesadnych procedur w pracy (niestety nie mam możliwości pracować zdalnie), to mimo wszystko zostałam w weekend w domu i nie spotykam się z najbliższymi znajomymi. 
To, co zrobili studenci przechodzi ludzkie pojęcie. Właśnie przez takie zachowania Włosi mają problem. Zdaję sobie sprawę, że są ludzie i taborety, ale sądziłam że staborecenie posiada taki stopień rozwinięcia. Głupota to jednak naprawdę studnia bez dna. 

3 komentarze:

  1. To, co się działo, to byłą masakra. Gdy poszliśmy na zwykłe(!) cotygodniowe zakupy (od zawsze robię zakupy raz w tygodniu, takie na cały tydzień) to nie było praktycznie nic... teraz na szczęście jest już lepiej

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie w domu też robi się raczej większe zakupy raz na tydzień, to jak ja poszłam po tym całym szturmie, to aż dziwnie było załadować cały wózek, żeby nie wyjść na upośledzoną xd

      Usuń
  2. W Polsce całą sytuacje zazwyczaj nakręcają media. Ludzie nie myślą oglądając telewizję i panikują. Takie jest moje zdanie. I leci łańcuch paniki, jedni przez drugich.
    Aktualnie przebywam w Niemczech (wioska w Turyngii). Tutaj ludzie zachowują się normalnie. Widać, że głównie siedzą w domu, ale na zakupy jeżdżą jak zawsze. Cieszę się, że w tym całym bagnie koronawirusa, przebywam tutaj, nie w Polsce.

    OdpowiedzUsuń

Copyright © Czarne Światło , Blogger